czwartek, 17 września 2015

Dyplomatyczna żona/ Abenteuer in Warschau


     "Dyplomatyczna żona" to film, który powstał w dwóch wersjach językowych - niemieckiej i polskiej. Wersja niemiecka jest do obejrzenia na youtubie. Polska prawdopodobnie się nie zachowała. Choć osobiście wolę myśleć, że jednak leży gdzieś odłogiem i ktoś ją za parę lat odkopie, a potem ochoczo poniesie do Filmoteki Narodowej.

O czym jest film zapewne większość z Was wie... Uważam zatem, że nie ma potrzeby, żebym pisała raz jeszcze to, co równie dobrze można przeczytać na wikipedii. Rzucę więc jedynie kilkoma fragmentami z reportażu, który pojawił się na łamach KINA.




"Tego dnia atelier wyglądało zupełnie inaczej. Największe dwie hale dźwiękowe w Polsce są zajęte przez zespół ludzi, nakręcających film na miarę zagraniczną. Z Warszawy zrobili ci przybysze jakieś zamorskie Hollywood, albo co najmniej… Joinville czy Neubabelsberg. Wśród filmowców polskich krążyły arcyciekawe pogłoski o cudach techniki i tajemnicach atelier przy ul. Szopena, gdzie ekipa zagranicznych filmowców realizuje film aż w dwu wersjach od razu, t.j. polskiej i niemieckiej. Jedno tylko było pewne i wiadome, iż hale nr. 1 i 2 – są dla wszystkich zamknięte na cztery spusty."


"Czerwone, zielone, niebieskie światełka, mrugające w nieskończoność kaskadą kolorowych lampek. Sygnały dźwiękowe, mdłe, przeciągłe ryki klaksonów z kamery mixera.
Drzwi, labirynt drzwi oznaczonych jakimiś cyframi i tajemniczymi światłami. Kilka bezradnych gestów cerberów – ponurych jak grabarze cmentarni, kilka wyjaśniających telefonów i oto wysłannik KINA staje przed otwierającymi się wrotami filmowego Sezamu.
Długie, ciemne korytarze prowadzą do garderób. Białe, lakierowane tabliczki z napisem polskim: „Palenie wzbronione” i niemieckim: „Rauchen verboten”.
Jesteśmy na hali zdjęć. Uderza dziwna, subtelna aura – owijająca nieprzeniknioną ciszą atelier nawet w czasie pauzy, niby bawełną.
 Gdzieś nad stropem, pod cienistymi wojłokami zawisł potężny kwadrat milionów świec okratowanych matowym szkłem. Lśni się biały napis: Kandem.
Te „kandemy” to osobny rozdział w pracy zagranicznych filmowców.
Są to ogromne lampy łukowe, dające specjalne światło, używane w polskim atelier po raz pierwszy od czasów istnienia naszej produkcji filmowej. Dzięki tym światłom operator i reżyser są w stanie uzyskać tysiące efektów."


"W jaskrawo oświetlonej dekoracji jakiegoś nierealnego salonu stoi grupa aktorów pochylona nad scenariuszem niby nad planem bitwy. To ci, którzy biorą udział w następnej scenie.
 Poznajemy Jadwigę Kenda – miłą poznaniankę, która gra główną rolę kobiecą w obu wersjach – oglądamy z bliska starych znajomych: Grossównę, Żelichowską, Znicza, Syma. Żabczyńskiego, Kondrata i reż. Krawicza.Lecz cóż to? Czyżby reporterskim oczom zaczęło się dwoić?
Widzę znajomych ucharakteryzowanych aktorów polskich i obok nich jakby ich żywe odbicia w lustrze. To znani aktorzy niemieccy, grający w wersji zagranicznej filmu.
Stoją obok siebie pani Björnsen (w polskiej wersji - Żelichowska), Baby Gray (Grossówna), Richard Romanowski (Znicz), Rudolf Karl (rola Kondrata) i reż. wersji obcej – Karl Bose.
A teraz gwóźdź reportażu: gdzieś w kącie obok żyrandola zwisającego zupełnie niziutko nad „planem” rozmawiają dwaj eleganccy panowie w nieskazitelnych frakach: to Jerzy Leszczyński – świetny nasz aktor teatralny, i Georg Alexander – grający tę samą rolę w wersji niemieckiej.
Obok fortepianu, na którym spoczywa gruba księga scenariusza, urwała się nagle rozmowa. Reż. Boese daje znak, aktorzy jak pionki na szachownicy wracają na swoje miejsca. Donośny gwizdek – rozpoczynają się zdjęcia."


"Boese daje znak. Cisza rozpyla się w atelier jak zapach.

Romanowski (pamiętamy go wszyscy z roli nauczyciela Szopena, w niemieckim filmie o Szopenie) otwiera jakieś drzwi i mówi do Kendy:
- Wie haben sie das gemacht, sie lassem ihren alter Direktor alleine,
- Ich wollte nicht – mówi Kenda.
W tym miejscu świetny komik znany ze „Skowronka” z Eggerth wiedeńczyk – Rudolf Karl – rozmarzył się (zgodnie ze scenariuszem) i rozpoczyna płakać. Chlipie tak żałośnie, że serce aż się kraje.
- Sie haben das am anwenigt passenden Ort gemacht – zwraca się do Karla z wyrzutami Rostowski.
Klaps. Zdjęcie zostaje przerwane. Bez powtórki. Boese mówi z uśmiechem:
- Polnische version!
Aktorzy niemieccy usuwają się. Na plan wchodzi Znicz, Kondrat. Kenda zaś pozostaje na miejscu, ponieważ gra w obu wersjach tę samą rolę. Obok operatora Krause znajduje się teraz reżyser polskiej wersji. Aktorzy polscy stają na tych samych miejscach:
- Jakże to pani zrobiła, pozostawiła pani swojego starego dyrektora samego. - mówi Znicz.
- Nie chciałam. - brzmi odpowiedź Kendy w najczystszej polszczyźnie.
I znów w tym miejscu płacz. Tym razem Kondrata.
- Zrobił pan to w najmniej odpowiednim miejscu. - brzmi identyczny wyrzut Znicza.
Klaps. Wersja polska gotowa. Rozpoczęto przygotowania do następnej sceny wersji niemieckiej. Na plan wchodzi znów Karl Boese."


_____________________

Chyba blogspot mnie nie lubi. Tam gdzie nie ma entera, tam się ostatecznie enter pojawia. Zdjęcia nie chcą się ładować.