Trzecia w bieżącym
sezonie komedja polska „Romeo i Julcia” przyniosła nam coś nowego: oryginalny
w pomyśle i zabawny scenariusz.
Niewiadomo kto
jest właściwie autorem scenariusza. Podobno opracowało go kilka teatrów. W
filmie jest dużo „gagów”, pierwszorzędnych i dowcipnych sytuacyj zmontowanych w
jedną, konstrukcyjną całość. Bohaterowie sztuki są dyrektorami biura
matrymonialnego i kursów salonowych manier pod firmą „Romeo i Julcia”. Nie
mając pojęcia o bontonie, grają role wyroczni i wykładają w profesorskich
togach – małżeństwa zaś, które kojarzą najczęściej po kilku tygodniach, błagają
Boga o rozwód i możliwości zemsty nad „sprawcami” ich związku… Ta wesoła para
(Dymsza i Tom) przeżywa mnóstwo zabawnych perypetyj: z trudem „wymiguje się” z
aresztu, hasa na wsi, demoluje mieszkanie podczas zabawy i t. d.
Scena demolowania
domu jest kulminacyjnym punktem filmu i ogólnej zabawy. Wszyscy po prostu „ryczą”
ze śmiechu. Jestem przekonany, że aktorzy, patrząc na tę sceną również świetnie
się bawili.
W scenie tej
nowy i zasłużony sukces odnosi wielki talent Adolfa Dymszy. Jest to bodaj u nas
jedyny rasowy artysta komedjowo-groteskowy, który kinematorgafji ma jeszcze
dużo do powiedzenia.
Równie świetny
był Dymsza w scenie bontonu, w której wykładowcą był K. Tom.
Warto podnieść
przy okazji, że Zula Pogorzelska poraz pierwszy wygląda w „Romeo i Julci” młodo
i pięknie, a rolę praczki Franki Krochmalskiej zagrała z umiarem i swobodą.
Do
szczęśliwych nabytków tej komedji należą: udany debiut w mówionym obrazie
Antoniego Fertnera, „odkrycie” komicznych zdolności St. Sielańskiego i
doskonałe przeboje H. Warsa (zwłaszcza fox „Ho, ho” wykonany przez orkiestrę w
prologu – na poziomie europejskim).
Trzeba jeszcze
dodać, że prowincja polska, która nie ma możliwości oglądania świetnego Dymszy
i jego kolegów na scenie rowe’uje sobie tę stratę, patrząc na komedję „Romeo i
Julcia”. Bo „Romeo i Julcia” to jest przedewszystkiem film stworzony po to, aby
ubawić o rozweselić naszą publiczność. A ten cel film osiągnął w zupełności.
Źródło: Kino, nr 9/1933
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz