poniedziałek, 31 grudnia 2012

Romeo i Julcia. Nowy sukces komedji polskiej.



 



Trzecia w bieżącym sezonie komedja polska „Romeo i Julcia” przyniosła nam coś nowego: oryginalny w pomyśle i zabawny scenariusz.
Niewiadomo kto jest właściwie autorem scenariusza. Podobno opracowało go kilka teatrów. W filmie jest dużo „gagów”, pierwszorzędnych i dowcipnych sytuacyj zmontowanych w jedną, konstrukcyjną całość. Bohaterowie sztuki są dyrektorami biura matrymonialnego i kursów salonowych manier pod firmą „Romeo i Julcia”. Nie mając pojęcia o bontonie, grają role wyroczni i wykładają w profesorskich togach – małżeństwa zaś, które kojarzą najczęściej po kilku tygodniach, błagają Boga o rozwód i możliwości zemsty nad „sprawcami” ich związku… Ta wesoła para (Dymsza i Tom) przeżywa mnóstwo zabawnych perypetyj: z trudem „wymiguje się” z aresztu, hasa na wsi, demoluje mieszkanie podczas zabawy i t. d.
Scena demolowania domu jest kulminacyjnym punktem filmu i ogólnej zabawy. Wszyscy po prostu „ryczą” ze śmiechu. Jestem przekonany, że aktorzy, patrząc na tę sceną również świetnie się bawili.
W scenie tej nowy i zasłużony sukces odnosi wielki talent Adolfa Dymszy. Jest to bodaj u nas jedyny rasowy artysta komedjowo-groteskowy, który kinematorgafji ma jeszcze dużo do powiedzenia.
Równie świetny był Dymsza w scenie bontonu, w której wykładowcą był K. Tom.
Warto podnieść przy okazji, że Zula Pogorzelska poraz pierwszy wygląda w „Romeo i Julci” młodo i pięknie, a rolę praczki Franki Krochmalskiej zagrała z umiarem i swobodą.
Do szczęśliwych nabytków tej komedji należą: udany debiut w mówionym obrazie Antoniego Fertnera, „odkrycie” komicznych zdolności St. Sielańskiego i doskonałe przeboje H. Warsa (zwłaszcza fox „Ho, ho” wykonany przez orkiestrę w prologu – na poziomie europejskim).
Trzeba jeszcze dodać, że prowincja polska, która nie ma możliwości oglądania świetnego Dymszy i jego kolegów na scenie rowe’uje sobie tę stratę, patrząc na komedję „Romeo i Julcia”. Bo „Romeo i Julcia” to jest przedewszystkiem film stworzony po to, aby ubawić o rozweselić naszą publiczność. A ten cel film osiągnął w zupełności. 

Źródło: Kino, nr 9/1933

niedziela, 23 grudnia 2012

WSZYSCY ZA HITLEREM


Dnia 12 listopada odbył się w Niemczech plebiscyt. Urządził go Hitler, aby otrzymać aprobatę narodu dla swej polityki mającej na celu "obronę godności Niemiec i zapewnienia im równouprawnienia" w dziedzinie zbrojeń. Prawie 44 miljony Niemców oświadczyło się za polityką Hitlera, a dwa miljony przeciw. Także w wyborach do parlamentu zwyciężył bezapelacyjnie Hitler, czemu zresztą nie należy się dziwić, bo wszystkie inne listy zostały unieważnione. 
Tak więc Niemcy wkraczają w nowy okres swojej historji. Plebiscyt i wybory w dniu 12 listopada są zakończeniem okresu rewolucji narodowo-socjalistycznej i oddają niepodzielnie władzę w ręce tego obozu. Na zdjęciu Hitler w otoczeniu swojego sztabu na uroczystościach w Monachjum, które odbyły się w przeddzień wyborów. 

Źródło: Światowid, nr 47/1933

czwartek, 6 grudnia 2012

Michał Znicz

           Długo zabierałam się do napisania czegokolwiek na blogu, a teraz kiedy wreszcie zebrałam się w sobie i mam tę możliwość, to nie wiem od czego zacząć. A skoro utarło się, że najlepiej od początku, na pierwszy ogień pójdzie data urodzenia.
           We wszystkich źródłach internetowych widnieje rok 1888. Tymczasem moje "obliczenia" wskazują na zupełnie inną datę. Otóż w jednym z wywiadów dla Kina, Michał Znicz wyznaje, iż ma 41 lat - numer tego czasopisma pochodzi z 1936 roku. Zatem wychodzi na to, że urodził się on w 1895 roku, a nie jak sugeruje większość źródeł w 1888. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że czasami gwiazdy nieco modyfikowały datę urodzenia – tak było chyba w przypadku Heleny Grossówny. Jednakże wówczas chodziło - z tego co pamiętam - o zaledwie dwa, trzy lata, a nie tak jak w przypadku Michała Znicza aż o siedem.  
 Podobnie jest z miejscem urodzenia – Wikipedia twierdzi, że urodził się w Warszawie. W tym samym wywiadzie, o którym była mowa już wyżej, jako miejsce urodzenia aktor podaje Połtawę. Sporo tych nieścisłości, prawda? Jeżeli ktoś z czytających posiada informacje, dotyczące tych rozbieżności, niechaj napisze!

Muszę przyznać, że Michał Znicz to jeden z moich najukochańszych aktorów międzywojnia i do tego dość enigmatyczny. Naprawdę niewiele informacji można znaleźć na jego temat. Skromny i niezwykle utalentowany. Za kulisami mówiono nawet, że nieco flegmatyczny.

Początek jego kariery scenicznej sięga czasów I WŚ i przedstawień amatorskich. W niewoli austriackiej – jako jeniec wojenny – zorganizował i prowadził z powodzeniem teatr dla polskich żołnierzy. O organizowanych przez siebie wówczas przedstawieniach mówi:

Niech mi pan wierzy: były to arcyciekawe wieczory, kiedy mimo prymitywności akcesoriów osiągało się prawdziwe cuda.
W niewoli spędził trzy lata. Po wojnie rozpoczęła się jego kariera kabaretowa. Najpierw, przez sześć miesięcy, występował w kabarecie pod nazwą Sfinks – jak wspomina był to rok 1919, a nie jak podają niektóre źródła 1918. Następnie zaś został zaangażowany przez Jerzego Boczkowskiego i Juliana Tuwima do Qui pro Quo.

W życiu prywatnym jego pasją były psy. Potrafił rozmawiać o nich godzinami. Sam posiadał dwa piękne okazy wilków i buldoga francuskiego o imieniu Szweyk. O swoim boulu zawsze wypowiadał się z uwielbieniem, a w jego oczach pojawiały się niesamowite wprost błyski:

Och, on jest cudowny i co za rasa; najczystszej wody francuski boul. Przypatrzcie się państwo, co za klasyczny ogon. O, jakby nałożony, kulka, spodek odwrócony dnem do góry, a w środku dopiero schowana fajeczka, a angielski buldog ma złamaną fajeczkę.
Cenił sobie także prywatność. Nie lubił opowiadać o swojej osobie, ani o rodzinie. Na koniec jednego z wywiadów, żegnając się z dziennikarzami Kina rzekł:
Bardzo jesteście mili – nie pytaliście mnie ani razu czy kocham żonę, czy ją zdradzam, czy lubię ser, albo co naprawdę myślę o wojnie w Hiszpanii.

W czasie okupacji przebywał w warszawskim getcie, z którego wydostała go żona - Janina Morska. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach 24 grudnia 1943 roku.


________________________________________________________________

Zdjęcie drużyny piłkarskiej, w której Michał Znicz (pierwszy z lewej) był bramkarzem

niedziela, 21 października 2012

Smosarska na rozdrożu.




Królowa ekranu polskiego, Jadwiga Smosarska, której gwiazda świeci niesłabnącym blaskiem, jest przedmiotem nie tylko podziwu i sympatji najszerszych rzesz miłośników kina, lecz także przedmiotem walki trzech wytwórni filmowych. Mianowicie dwie wytwórnie ofiarowały Smosarskiej główne role w filmach kryminalnych, osnutych na tle pewnego sensacyjnego procesu (na razie nie wolno zdradzić, co to za proces, choć łatwo się domyśleć...), trzecia zaś wytwórnia pragnie powierzyć jej rolę adwokatki w filmie, osnutym na tle powieści autorki "Sprawy Moniki". Smosarska jest więc w kłopocie, nie wiedząc, z którą wytwórnią podpisać kontrakt. Podobno skłania się do pierwszej propozycji, pragnąc stanąć przed Sądem przysięgłych i... otrzymać 8 lat więzienia.

Źródło: Światowid, nr 23, rok 1933

sobota, 13 października 2012

Zbrodniarz...?




Lwów został wstrząśnięty potwornem morderstwem, dokonanem na osobie niejakiej Szewównej, dziewczynie lekkich obyczajów, której zwłoki znaleziono poćwiartowane w parku Kilińskiego. 

Jak się okazało, mordercą jest inwalida Hieronim Cybulski, właściciel kiosku tytoniowego, do którego zwabił on ofiarę. Otruł ją przy pomocy cjankali, a następnie z pomocą wspólnika zwłoki poćwiartował i wyniósł. Ponieważ zachodzi podejrzenie, że Cybulski jest chory umysłowo, gdyż od lat choruje na kiłę, lekarze zajęli się zbadaniem jego poczytalności. 

Energicznie prowadzone śledztwo ustali, czy Cybulski nie ma na sumieniu także innych zbrodni, a przedewszystkiem, czy ma on coś wspólnego z zamordowaniem śp. Lusi Zarembianki. 


Źródło: Światowid, nr 8, rok 1934

piątek, 28 września 2012

"LOT" w zimie



Mrozy i śniegi nie są obecnie żadną przeszkodą dla polskich samolotów, kursujących na linjach komunikacyjnych. Są bowiem wyposażone w narty pomysłu P.L.L. "Lot" (na zdjęciu), dzięki czemu doskonale startują i lądują. 

Aparaty polskie posiadają specjalne urządzenia do podgrzewania silników. Urządzenie to, również pomysłu P.L.L "Lot" składa się z kaptura (na zdjęciu II), zarzuconego na silnik, do którego wpuszcza się rozgrzane powietrze z piecyka, ulokowanego na ziemi. - Umożliwia to szybkie i sprawne rozruszanie silnika.


Źródło: Światowid, nr 10/1933

poniedziałek, 24 września 2012

Zamierające typy...

ZAMIERAJĄCE TYPY WARSZAWY.



Przed wojną posłańcom publicznym powodziło się bardzo dobrze. Przebiegali oni Warszawę, doręczając dyskretnie listy i kwiaty, przeważnie od osób zakochanych. Nazywano ich też pocztyljonami miłości. Wynalazek telefonu podkopał ich egzystencję. Odtąd bowiem pary porozumiewają się bezpośrednio, a nie za pośrednictwem posłańców. Ci teraz zaś klepią biedę, bo stali się czemś niemal niepotrzebnem, co skazane jest na wymarcie. Stoją więc smutni i apatyczni przed kawiarniami (na zdjęciu), wspominając złote czasy swej młodości.
Ag. Fot. "Światowida".

Światowid, nr 16, rok 1933

sobota, 8 września 2012

Słowem wstępu...


      Długo zastanawiałam się nad tematyką tego bloga. Na początku miał on dotyczyć tylko i wyłącznie przedwojennego kina. Potem polskiej prasy międzywojennej - co zresztą widać po tytule, którego jeszcze z lenistwa nie zmieniłam. Doszłam jednak do wniosku, że najlepiej się stanie, gdy będzie o wszystkim po trosze. Oczywiście o wszystkim, co tyczy się międzywojnia. 

    Muszę jeszcze popracować nad wyglądem bloga, bo chwilowo wygląda koszmarnie. Niestety idzie mi to opornie. Z ubolewaniem stwierdzam, że wraz z wiekiem moje zdolności blogerskie zaczęły zanikać...